Skoro mamy już Waszą uwagę (niech żyją clickbaitowe nagłówki!), możemy Was uspokoić – nie, to jeszcze nie koniec SEO. W zasadzie ma się ono całkiem nieźle, skoro od dłuższego czasu coraz bardziej otwiera się na nowe perspektywy i czerpie z nich pełnymi garściami.
Poprzednia edycja wydarzenia organizowanego przez Fabrykę Marketingu przeniosła nas w świat tajników skutecznego prowadzenia biznesu (krótkie przypomnienie ostatniego MEETUP 404 BIZNES), a tym razem mieliśmy okazję zajrzeć głębiej do królestwa contentu. I trzeba przyznać, że nasi przewodnicy po tej fascynującej krainie sprawdzili się w swoich rolach rewelacyjnie.
Meetup 404 Content Creation – kto, gdzie, z kim, o czym?
Mimo narzekań Mateusza Malinowskiego (którego jak zwykle pozdrawiamy całą ekipą!), że bez rozmów o SEO nie ma dobrej zabawy, prelegentom udało się oczarować publiczność i wciągnąć ich w swoje opowieści o tym, jak powinno się grać w grę zwaną powszechnie twórczością kreatywną. I uwierzcie, było czego posłuchać.
Na rozgrzewkę Kama Kotowska wprowadziła nas w świat storytellingu i na podstawie twardych danych (wiemy, to szok, ale w contencie też pojawiają się badania i statystyki) udowodniła nam, jak ogromny wpływ na klienta, a konkretnie na jego mózg, może mieć historia opowiadana przez markę. Warunek konieczny: to musi być naprawdę dobra historia. Przemyślana struktura i emocje dobrane odpowiednio do archetypu naszej marki to podstawa, na której możemy skutecznie budować wizerunek.
Następny w kolejce był Daniel Przygoda i jego opowieść o białej kartce, od której w branży kreatywnej wszytko się zaczyna. Choć wszyscy się jej boimy i na początku unikamy jak ognia, to ostatecznie okazuje się, że nie jesteśmy w stanie bez niej żyć. Podał nam również własną definicję kreatywności, a skoro poparł ją własnym dorobkiem życiowym, to wydaje się, że możemy mu wierzyć na słowo.
Potem na scenie nieoczekiwanie pojawił się słynny członek gangu osób oglądających TV, czyli Bartosz Walat, który pokazał zarówno pozorne, jak i realne różnice między internetem a telewizją. I choć reguły gry często pozostają niezmienione, to jak mawiał klasyk – medium is the message!
Dowiedzieliśmy się przy okazji, dlaczego emeryci królują w sieci, co ich łączy z Gen Z oraz dlaczego strategia zamiany ról święci triumfy i co z tego może wyniknąć w przyszłości. Było dużo śmiechu i solidnych memów, ale koniec końców dostaliśmy solidną dawkę informacji skłaniających do zastanowienia się nad przyszłością kreacji marek.
Cyber Marian dla przykucia uwagi.
Kolejne wystąpienie było jednym wielkim zwrotem akcji. Tomasz Palak ukradł Kamie Kotowskiej slajd z prezentacji, a następnie udowodnił nam, że nie możemy go wysłać za to do więzienia. A wszystko to bez prawniczego bełkotu! A o czym dokładnie była jego opowieść? O tym, jak działa prawo autorskie, jak można je bezpiecznie obchodzić, gdzie są granice prawa i dobrego smaku oraz jak bronić się przed kradzieżą naszych autorskich kreacji. Dużo wartościowych informacji, z których zapewne nie raz przyjdzie nam skorzystać.
A gdy byliśmy pewni, że lepiej już po prostu być nie może, że bank został rozbity – cóż, okazało się, że jednak może. Wisienką na torcie była opowieść Anny Ledwoń-Blachy o szukaniu inspiracji i pobudzaniu kreatywności w sytuacjach i miejscach, o których nawet nam się nie śniło. I robienie memów z własnego psa to tylko początek.
Okazuje się, że wegetarianie mogą wyjść zadowoleni ze szkolenia dla rzeźników, a w sieci istnieje coś takiego, jak archiwum wymierających dźwięków (Obsolete Sounds, ale uwaga, bo to naprawdę wciąga!). Na zdjęciu kilka kolejnych inspiracji, do których bez cienia wstydu przyznała się prelegentka. To są dopiero szerokie horyzonty!
Wnioski końcowe?
Morał tej bajki jest krótki i większości już znany – kreatywność zaczyna się tam, gdzie zaczynamy robić coś sami. Nasze umysły otwierają się na nowości w momencie, gdy zaczynamy zadawać głupie pytania i szukać na nie odpowiedzi, gdy kwestionujemy zastany porządek i łamiemy podstawowe zasady.